
Jestem Marcin i kiedy bylem małym chłopcem, hodowałem w pokoju fasole, codziennie skrupulatnie mierząc, ile urosła. Tworzyłem przepisy na mikstury, zastanawiając się, gdzie kończy się deszcz i jak wygląda świat. W listach do Mikołaja używałem wielu przymiotników, prosząc o soczek, kalkulator i kilka gram cukierków. Potrafiłem wszystko podpalić, rozłożyć na części i zajrzeć do wnętrza. Mam w sobie tę ciekawość, precyzję i uważność do dzisiaj, popchnęła mnie ona do życia, w którym od wielu lat podróżuje, odkrywając piękno z aparatem w ręku, zawsze w towarzystwie mojego wspaniałego pieska. Fotografia krajobrazowa i kulinarna stały się moją pasją, która z czasem przemieniła się w sposób na życie. Decyzja o pełnym zaangażowaniu w tę drogę przyszła niespodziewanie, z silnej potrzeby wolności i splotu okoliczności, które zmusiły mnie do podjęcia kroku, który od dawna czułem, że jest moim przeznaczeniem.
Współpracowałem z wieloma znanymi markami, moje zdjęcia były wielokrotnie nagradzane za granicą, i w dalszym ciągu obiegają świat, poprzez licencję, których uzbierało się niemal pół miliona. Można je znaleźć nawet w książkach kulinarnych, które jako autor lub współautor podpisałem swoim nazwiskiem. To wszystko sprawiło, ze pasja zmieniła się w pracę, a ja po latach zacząłem szukać sposobu, żeby nakarmić dusze.
Burczało mi w głowie jak niegdyś temu małemu chłopcu, a tego głodu nie zaspokajała już fotografia. Wewnętrzny spokój odnalazłem dzięki powrotom do korzeni. Jako małolat, poza pierwszymi próbami z analogiem, budował mnie bunt przeciwko systemowi, muzyka, wycinanie szablonów i tworzenie koszulek. Wtedy nie wiedziałem, ze dziś te czynności, przez które zwyczajnie wyrażałem siebie, dziś będziemy nazywać sztuka, a cofnięcie się do tamtych momentów sprawi, że będę mógł pójść do przodu. Te echa przeszłości odbijają się teraz od ścian mojej pracowni, gdzie korzystam z tradycyjnych technik artystycznych, takich jak grafika warsztatowa i cyjanotypia. Swoje stare fotografie ożywiam w nowoczesny sposób, tworząc na ich podstawie koszulki, torby, plakaty. Lubię tworzyć gotowe dzieło, oprawiając je w odnowione ramy, znalezione, na targach staroci. Cyfrowy świat fotografii odstąpił miejsce dla manualnej pełnej bodźców pracy, a kiedy, stojąc w kolejce przed muzeum Picassa w Maladze, osrał mnie gołąb, zrozumiałem, że idę właściwa droga. Wędrując po dzikich, niezbadanych ścieżkach sztuki, odkryłem w sobie również malarza, a z miłość do zwierząt, tworzę swoje "Psikony". To zrodziło się z fascynacji do tego jak ludzie od zawsze otaczali się sztuką – w kościołach, pałacach, skromnych domach czy jaskiniach. Często patrzę, jak tworzyli wielcy i malutcy. Od początków ludzkości ta iskra kreatorów jest wpisana w naszą naturę i piękne jest to, jak ważna jest ona dla nas do dzisiaj.